Autor  

Jak o mały włos nie zostałam… księgową! Zawód grafika komputerowego


Pamiętam, kiedy powiedziałam mamie, że chcę zostać web designerem. W 2003 roku było to równie „egzotyczne” jak bycie np. upychaczem w metrze… Z perspektywy czasu nie dziwię się, że mama mocno przerażona i zadziwiona, zapytała „Dziecko, ale jak Ty z tego wyżyjesz?”. Wróćmy jednak do samego początku. Przez lata blogowania dostałam lawinę próśb, żebym opisała jak to się stało, że zostałam grafikiem. Poukładałam sobie wszystko, co się działo po kolei, wędrując po wspaniałej mapie wspomnień. Jestem zaskoczona jak ciepło robi mi się na sercu, kiedy przypominam sobie, od czego zaczęło się moje hobby, a później praca. Dziewiętnaście, dacie wiarę — dziewiętnaście lat temu!

W 1999 roku w naszym domu pojawił się pierwszy komputer. Miał zainstalowany pakiet Corela. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale tak naprawdę było to iskierką, która rozpaliło ognisko, przy którym grzeję się do dziś. Opanowałam programy z tamtego pakietu do perfekcji. Teraz kiedy siedzę sobie przy swoim dizajnerskim biurku z super gadżetami, przypomina mi się dźwięk modemu, który uruchamiałam, żeby pobrać sobie jakieś zdjęcia do pracy z Corel Photo Paint. Ależ to było cudowne! I jak patrzę na to teraz — magiczne. Dzisiaj zdjęcia na komputerze mamy w tej samej sekundzie, w której cykamy je telefonem, a wtedy trzeba było przeskoczyć dość wysoką barierkę technologii, żeby pobrać kilka pikseli obrazu.

 


JAK NIE ZOSTAĆ KSIĘGOWĄ

Jako 12-latka zaczęłam „malowanie” na komputerze, ale tak naprawdę miałam już sporą styczność ze sztuką wcześniej. Przez wiele lat uczęszczałam na zajęcia artystyczne w Nisku, z którego pochodzę. Ogólnie rzecz biorąc — zawsze ciągnęło mnie do rzeczy manualnych, jednak przy wyborze liceum poddałam się trochę presji otoczenia i zdecydowałam, że pójdę do technikum ekonomicznego, które później zamieniłam na liceum o tym samym profilu.

To nie jest tak, że żałuję, że nie wybrałam liceum plastycznego, na które miałam ogromną, cichą i wiele lat skrywaną ochotę. Presja otoczenia to na przykład to, kiedy koleżanki planują już swoje licealne podboje w najlepszym liceum w klasie o profilu mat-fiz, bo później będzie już prosta droga do dostania się na farmację. Albo klasy humanistyczne, które czekały na kolejne pokolenia przyszłych prawników. Jest to też troska rodziców o to, że łatwiej byłoby zostać księgową, niż artystką. I racja! Wcale nie dziwię się, że doradzając, ale nie naciskając, próbowali pomóc mi wybrać taką ścieżkę, która będzie „wygodna i prostsza”.

Moja mama zajmowała się finansami wielkich firm jako główny księgowy od lat, więc podobnie jak dzieci zostają prawnikami w rodzinach prawniczych, albo lekarzami w niemalże lekarskich dynastiach — ja miałam zostać księgową. Nie było to też coś, czego nie lubiłam. Jestem dobra z matmy. Zawsze byłam. Dlatego perspektywa bycia księgową nie była taka straszna. Była za to CHOLERNIE NIECIEKAWA. Poza sympatią do przedmiotów ścisłych, kochałam malować, ale jak można być dobrym z matmy i… plastyki!? No właśnie. Dziś, już jako dojrzała kobieta wiem, że podejmując odważne decyzje — udało mi się te dwie rzeczy połączyć. Ale nie myślcie sobie, wcale nie było tak łatwo. Mogłabym zrobić kurs z tego, jak nie zostać księgową. Jestem w tym specjalistką.

CO MA WISIEĆ, NIE UTONIE

W pierwszej klasie liceum, w 2003 roku, rodzice kupili mi podręcznik do HTMLa i CCSa. Serio! Dostałam też Photoshopa. Tak! W wersji 7.0, którą wspominam z wielkim sentymentem. Nauczyłam się go bardzo szybko. Podobnie jak kodowania stron internetowych. I połączyłam te dwie rzeczy! Wtedy sama nie miałam pojęcia, że istnieje, albo raczej będzie istniał, taki zawód jak web designer. Podejrzewam, że rodzice przeczuwali już co się święci. Tak bardzo oddawałam się temu zajęciu, że nie mogli odmówić mi przyjemności z „zabawy” grafiką komputerową. Wspomniana książka jest pamiątką, którą mama trzyma na regale w moim pokoju. Wzruszające, prawda?

Jednocześnie pilnie uczyłam się w liceum ekonomicznym, ale byłam już pewna, że księgową, mimo uwielbienia do matmy, to ja na bank nie zostanę. I nikomu tego nie mówiłam! W tym czasie, na nieistniejącej już od dawna platformie eblog, poznałam sporo „wirtualnych” znajomych o podobnym hobby. Z niektórymi z nich mam kontakt do dziś. Stworzyliśmy wspólnie pierwsze szablony na blogi. Ahhhh! Co to były za czasy. Oczywiście wszystko za darmo, w ramach zdobywania doświadczenia. Pod koniec liceum zrobiłam też kilka stron, za które dostałam zawrotne, jak dla licealistki, wynagrodzenie w postaci 100 czy 150 PLN! Pamiętam, że zrobiłam m.in. stronę hodowli jorków oraz stronę dla… uwaga, uwaga — parafii ❤︎ No działo się, działo! Projekty te nie były idealne, dziś jest to trochę zabawne, ale wtedy traktowałam to bardzo serio. I wbrew pozorom — rodzice pozwalali mi na bardzo wiele, dlatego bez obaw i na luzie działałam sobie z grafiką. Może to brak presji zadecydował, że tak lekko nauczyłam się tego, co dziś jest moją pracą?

 


A JEDNAK — INFORMATYKA!

Nawet mi do głowy nie przyszło, że połączę ze sobą wszystkie te rzeczy i w wieku 30 lat będę specjalistką od grafiki, web designu i blogów… Zwłaszcza, że w III klasie liceum porzuciłam temat szablonów blogowych, mimo że gdzieś tam przewijał mi się jeszcze na pierwszym roku studiów. O studiach za chwilę. Przecież najpierw była matura i przygotowania do wyboru wymarzonego kierunku! I tutaj też cały czas wahałam się, czy poddać się po cichu presji i faktycznie iść na „rachunkowość i finanse” w Rzeszowie. Zdecydowałam jednak, że teraz albo nigdy i oznajmiłam rodzicom, że będę studiować Informatykę. W stolicy. Zaraz Wam wyjaśnię dlaczego akurat to. Najpierw muszę opisać miny rodziców, które zmieniały kolor od zielonego, przez żółty do czerwonego i wykrzywiały się w grymasie obawy. I znów napisze to samo — wcale im się nie dziwię! Na ich miejscu również byłabym bardzo niezadowolona, że moje jedyne dziecko chce wyjechać na studia, żeby zdobywać umiejętności w zawodzie, który nie istnieje. No dobra, kiedy zdawałam maturę był 2006 rok, więc wstępne przymiarki do tego, że światu będzie potrzebny ktoś taki, kto zaprojektuje grafikę dla strony internetowej, już były. Ale dalej dla nich było to tak samo egzotyczne, jak wspomniany w pierwszym zdaniu upychacz w metrze.

Tak czy siak — decyzja zapadła i świadomie wybrałam prywatną uczelnię, na której będzie Informatyka ze specjalnością grafika. Dlaczego nie ASP? Albo taka Grafika, gdzie są i fotoshopy, i malowanie po półtnie? To pierwsze odpadało, bo przecież co ja z moim HTMLem będę robiła wśród artystów. W tamtym czasie kierunków z grafiką komputerową była garsteczka, dosłownie garstunia. Zajmowali się nią głównie spece od komputerów, i do dziś w świadomości wielu osób informatyk zna się na grafice. Jednak czasy się zmieniły i nie będę tutaj już wchodzić w szczegóły, bo mogłabym o tym napisać osobny post. Ostatnia dekada to wielkie zmiany, a grafika użytkowa i multimedia doczekały się kierunków na wielu uczelniach. Ja takiego wyboru nie miałam, i absolutnie nie żałuję, bo Informatyka okazała się fajnym, choć bardzo trudnym kierunkiem, po którym można robić TAK WIELE RZECZY, że nie umiem zliczyć, co dziś robią moi koledzy. Zresztą ja też jestem przykładem tego, że informatyk to nie człowiek w za dużym swetrze, który widzi tylko klawiaturę.

CZEŚĆ BRANŻO KREATYWNA!

Poszłam na studia. Uczelnię polecił mi ktoś z jakiegoś forum, który mieszał w stolicy. Może nawet tym forum był Digart. Nie mogę sobie tego dokładnie przypomnieć. Wiem, że robiłam risercz, i początkowo miałam iść na inną uczelnię, ale ostatecznie wyczytane w sieci opinie sprawiły, że zdecydowałam się na WIT. Pierwsze miesiące były dość trudne. Znałam w mieście dwie/trzy osoby, ale na szczęście moi koledzy z roku byli się super kompanami, i dzięki nim przetrwałam. Nie tylko towarzysko, ale też na samych studiach. Okazały się pierońsko trudne! Trudne jak szlag! Wybrałam 7 semestralną Informatykę, ze specjalnością Komputerowe Wspomaganie Grafiki, która zaczynała się dopiero po 2 latach. Po pierwszym roku miałam ochotę uciec, ale mama mocno mnie wspierała, i jakoś, choć na trójach, przebrnęłam przez pierwszy rok. Później było z górki.

Co robiłam z grafiką przez dwa lata, zanim zaczęła się specjalizacja? Ano! Robiłam wiele — wyszukiwałam zleceń, coś tam dostawałam od znajomych, później znajomych znajomych, i tak zbudowałam sobie doświadczenie i sieć kontaktów. SIEĆ KONTAKTÓW, zapamiętajcie, że to niezwykle ważne! Na trzecim roku trochę pracowałam jako freelancer, a trochę w małej agencji. Cały czas krążyłam w temacie web designu, ale powoli pojawiały się w mojej pracy UI i UX, do których szybko złapałam bakcyla. Zdarzały mi się też projekty do druku, m.in. dla lansiarskiej restauracji w centrum stolicy. Nie obyło się bez wpadek i jakichś katastrof, które w tamtym czasie były monstrualne, a dzisiaj patrzę na nie z uśmiechem. Nie zawsze wszystko wychodziło i to normalne. W końcu jak inaczej moglibyśmy uczyć się na błędach?

I tu zatrzymam się na chwilę. Żałuję, że jako początkujący grafik nie miałam takiej opcji, żeby ktoś podpowiedział mi jak wycenić pracę i gadać z klientem. Cieszę się natomiast, że są tacy twórcy, którzy chętnie dzielą się swoim doświadczeniem i wiedzą. Dlatego kiedy Jacek Kłosiński ogłosił sprzedaż drugą edycję swojego kursu dotyczącego wyceny pracy w branży kreatywnej, od razu wiedziałam, że muszę Wam go polecić!

Dużo osób pyta mnie, jak wyceniać projekty, ile $$$ pownno coś kosztować. W tym kursie znajdziecie wszystko to, co Jacek wie (a wie dobrze, ma ogromne doświadczenie!) na temat wyceniania własnej pracy oraz skutecznego prezentowania kosztorysu klientowi. 5 rozdziałów, 40 szczegółowych lekcji + dodatki, typu kalkulator wycen  Polecam!

>>> LINK DO KURSU JACKA <<<

 


WIT

WIT jest niezwykle ważny w tej opowieści. Od 12 lat jest miejscem, do którego wchodzę i jestem po prostu szczęśliwa. WIT to Wyższa Szkoła Informatyki Stosowanej i Zarządzania w Warszawie, w której 12 lat temu przyszłam studiować Informatykę, i… tak już zostałam. Od ponad 8 lat jestem nauczycielem akademickim. Część z Was pewnie wie o tym doskonale, myślę, że czyta ten post również niejeden nasz student. Jak to się stało, że zostałam nauczycielem tam, gdzie studiowałam. Chyba nie będziecie zdziwieni jak napiszę, że z przypadku. I szczęścia do ludzi, którzy pojawili się na mojej drodze.

Na III roku studiów zaczęła się długoooo wyczekiwana specjalność. Jednym z przedmiotów, który się na niej pojawił była właśnie Pracownia Projektowania Graficznego, prowadzona przez dr Anię Kłos, dziś moją serdeczną przyjaciółkę. Ania z sukcesem prowadzi internetową galerię sztuki RETROAVANGARDA, wraz z blogiem o sztuce i projektowaniu graficznym. Cieszę się, że udało mi się ją do tego namówić! Prowadzone przez nią zajęcia były dla mnie objawieniem. Poza technicznym drygiem, miałam możliwość rozwinąć się graficznie. Do dziś z miłą chęcią zaglądam do sali Ani, kiedy prowadzi Projektowanie Graficzne. Nigdzie indziej nie mogłam nauczyć się tego lepiej. SERIO. Pod wpływem zajęć postanowiłam z kolegą z grupy założyć na uczelni Graficzne Koło Naukowe, na które przychodzili zarówno koledzy z naszego rocznika, ale przede wszystkim z niższych. Zaczęliśmy prowadzić dodatkowe zajęcia z Photoshopa i Illustratora, a kółko okazało się bardzo popularne.


KIERUNEK GRAFIKA

Po roku na uczelni pojawił się nowy kierunek — Grafika. Tak, taka grafika jaką sobie wyobrażacie. Ze sztalugami i zajęciami komputerowymi z Photoshopem oraz grafiką 3D. Pisałam Wam o tym jak wygląda studiowanie takiej grafiki. Kto jeszcze tam nie trafił, to zapraszam serdecznie. Kiedy pierwszy nabór studentów grafiki już trafił na studia — ja w tym czasie byłam w trakcie przygotowywania inżynierskiej pracy dyplomowej. Udało mi się wszystko ze wszystkim uwinąć i w marcu już byłam inżynierem. A od lutego pracowałam jako nauczyciel na nowym kierunku! Dostałam od Dziekana i Władz Uczelni ogromny, PRZEOGROMNY kredyt zaufania i zostałam poproszona o poprowadzenie na nowym kierunku zajęć z Photoshopa. Był to rok 2010, miałam 23 lata i uwierzcie mi, byłam przerażona i podekscytowana jednocześnie! Nie mogłam nie skorzystać z okazji i zrobiłam wszystko, żeby zajęcia były jak najfajniejsze. Czy się udało? Warto byłoby zapytać studentów, ale mam podejrzenia, że jednak tak… Z czasem zaczęłam uczyć też innych przedmiotów, przede wszystkim związanych z projektowaniem do Internetu.

I tu powiem Wam o mojej równoległej pracy. W 2010 roku zaczęłam projektować w jednej z warszawskich agencji interaktywnych. Miałam tam przemiłych szefów i fajne warunki do rozwoju zawodowego. Zaczęłam jako web designer, później działałam jako senior web designer, zajmowałam się także UI i UX. Pracowałam przy masie świetnych projektów, były też i takie, które wykańczały, ale to całkowicie normalne. Ej! Jednocześnie studiowałam jeszcze 2-letnie Zarządzanie strategiczne! W końcu magister nie zrobi się sam, a ten kierunek wybrałam dlatego, że zaczynając pracę w agencji, miałam koncepcję, że chciałabym zostać Project Managerem projektów webowych. Wiecie, ta zajawka bycia „szefową”, zawsze wybijała się na pierwszy plan! W pracy grafika trzeba liczyć się z jedną rzeczą — każdy się na niej zna. I o ile nie miałam problemu z asertywnością, a pracę bardzo, ale to bardzo lubiłam, to jednak po 4 latach zdecydowałam, że odchodzę na swoje, ponieważ mam dość przekonywania klientów, że to co robię, jest dobre i fajne. To była trzecia z moich z najlepszych decyzji w życiu. Pierwszą było to, że wybrałam studia informatyczne na WIT. A co było drugą?  Założenie bloga w 2012…

W 2014 roku, po dwóch latach od założenia mypinkplum, ruszyłam „z kopyta” i miałam ambicje, żeby stworzyć najpiękniejsze miejsce w sieci na swoich zasadach. Robiąc dla czytelników grafiki, które są w moim stylu i wyglądają tak, jak ja sobie wymyślę i nikt, absolutnie nikt nie zaburzy tej koncepcji. I… UDAŁO SIĘ!


CO DALEJ?

W zeszłym roku, po ponad 5-letniej przerwie w studiowaniu, zaczęłam studia doktoranckie na kierunku Nauki o mediach. Zupełnie nową dziedziną, z którą co prawda jestem związana zawodowo i znam ze strony praktycznej. Mimo to cały czas pochłaniam teorię oraz wchodzę w zupełnie nowy świat akademicki, którym jest prowadzenie badań i bycie naukowcem. To kolejny mój rozdział, pełen pozapełnianych do połowy kartek. Wybrałam już temat, z którego będę się doktoryzować i zaczynam już powoli zbierać materiały oraz bibliografię. Na razie nie będę pisać więcej. Po prostu — trzymajcie za mnie kciuki. Wrócę z nim na pewno, bo… będziecie mi potrzebni. Ale na razie zostawiam temat bez szczegółów.

 

Wow! Ale się rozpisałam! Nie spodziewałam, że uda mi się kiedyś zebrać cały temat w jeden post. Podchodziłam do niego wiele razy, ale zawsze coś mnie rozpraszało. Chyba jednak musiał nadejść poniedziałkowy poranek, w który zadecydowałam — to dziś, dziś opowiem czytelnikom jak to się stało, że zamiast księgową zostałam… szczęśliwym grafikiem.

 

Enjoy!!

 

______

Wpis zawiera link afiliacyjny
dr inż. Magda Mirkowicz
O Autorze

Doktor nauk o mediach, inżynier Informatyki Stosowanej. Zajmuje się profesjonalnym projektowaniem grafiki użytkowej. Od kilkunastu lat wykłada na największym kierunku Grafika w Polsce.

PODOBNE WPISY

Najczęstsze błędy typograficzne
June 06, 2022
Najczęstsze błędy przy dodawaniu zdjęć do grafik
May 24, 2022
6 krojów pisma, których należy unikać
March 27, 2022
8 par klasycznych fontów dla profesjonalistów
January 11, 2022
8 par darmowych fontów na zaproszenia ślubne (i nie tylko)
8 par darmowych fontów na zaproszenia ślubne (i nie tylko)
November 10, 2020
12 sprawdzonych par darmowych fontów
May 05, 2020
Jak zrobić złoty wydruk na domowej drukarce?
Jak zrobić złoty wydruk na domowej drukarce?
November 08, 2018
Moje narzędzia pracy — programy i sprzęt
July 23, 2017
Jak nie przegapić wpisów na ulubionych blogach?
May 29, 2017