Moja wiosenna metamorfoza
Wiosna przyszła szybciej niż myślałam! Dlatego wybrałam się na wycieczkę. Plan był taki, żeby zafundować swoim włosom prawdziwą rekonwalescencję. Po zimie, która jak zawsze była dla mnie wyczerpująca, postanowiłam, że należy im się silna regeneracja i nawilżenie. Pewnie już domyślacie się o jakim miejscu mowa! Moim blondem zajmuje się Sylwia w Pracowni BOW. Wiele z Was pisało mi, że odwiedziło dziewczyny w ich żoliborskiej kamienicy i jesteście bardzo zadowolone z rezultatów. Dla mnie to jak miód na serce! Kiedy dajecie mi znać, że miejsce, które polecam, spełniło Wasze oczekiwania, jest mi naprawdę bardzo miło.
Na co dzień dbam o swoją czuprynę w miarę możliwości, ale bez większych szaleństw. Jednak co jakiś czas włosy potrzebują ratunku i podcięcia, a ja sama mam wielkie pragnienie wizualnych zmian. Kiedyś, dawno dawno temu, zanim poznałam Sylwię i jej filozofię, w której podkreśla się naturalne piękno, farbowałam włosy co kilka miesięcy. I to w dodatku na różne kolory! Było to najcięższe przestępstwo wizualne, jakie mogłam sobie zafundować, a dowód na to znajdziecie na końcu tego posta. Wynikało to z wielu rzeczy, po pierwsze – chęć dokonania zmiany, więc jestem częściowo usprawiedliwiona. Po drugie – myśl o powrocie do blondu, który jest moim naturalnym odcieniem, przyprawiał mnie o zawrót głowy i wydawał się nierealny.
Dzisiaj, gdyby nawet ktoś chciał mi zapłacić za farbowanie włosów, to absolutnie nie zdecydowałabym się na zmianę koloru. Za żadne skarby! Przejście z szatynki na blondynkę kosztowało mnie masę czasu i pieniędzy. Ale tę historię opisałam Wam już przy mojej poprzedniej relacji z metamorfozy w BOW.
Co zrobiła Sylwia na mojej głowie? Zastosowała kurację regenerująco-odbudowującą Wella SP, która sprawiła, że włosy stały się znów lekkie, miękkie i co najważniejsze, dzięki doskonałemu cięciu, zaczęły układać się wręcz idealnie. Muszę przyznać, że zawsze kiedy wychodzę z tego salonu, to mam głowie jedno zdanie: Nie ma lipy. Świeża, naturalna fryzura, dzięki której aż mam ochotę krzyczeć „heeeeej, byłam u fryzjera!”. Ale po co, wszyscy widzą, że ścinał mnie sam mistrz!
Zafundujcie sobie taką małą przyjemność. Nie trzeba wielkich zmian, wielkiego efektu wizualnego, farbowania włosów na zielono czy fioletowo (no, chyba, że jesteś Banshee :D). Wasza głowa potrzebuje nawet małej, pozytywnej zmiany na wiosnę, a tego typu zabiegi świetnie wpływają na samopoczucie.
Może też przeszliście metamorfozy, którymi chcecie się ze mną podzielić? Ja ciągle nie mogę wyjść z podziwu, co za rzeczy działy się na mojej głowie jeszcze kilka lat temu!
- 25 March 2015
- 44 komentarze
- 0
- recenzje