Autor  

Rejs jachtem śladami Dożów — Słowenia, Włochy i Chorwacja w 7 dni!


Nigdy nie popłynęłabym w rejs. Nie dlatego, żebym nie chciała, ale dlatego, że taka forma spędzania czasu po prostu nie przyszłaby mi do głowy. Wiem, że ludzie pływają dla rozrywki, lub by poczuć emocje nieosiągalne w wielkomiejskim życiu, ale pływanie na jachcie i ja? Brzmiało jak abstrakcja! Aż tu nagle dostaliśmy pytanie od dziewczyn z The Boat Trip, czy nie zechcielibyśmy popłynąć z nimi na wakacje… jachtami! Nie powiem, chwila zastanowienia była, ale w końcu wygrała wewnętrzna chęć odkrywania świata! Z kilkunastu propozycji podróży, wybór padł na Wenecję. Rejs śladami Dożów, czyli władców Wenecji. Idealna opcja, Sail & Explore.

To niesamowite, jak w podróży zmienia się odczuwanie czasu. Kiedy w domu tydzień mija tak szybko, że nie wiadomo, gdzie te dni się podziewają. Tak w drodze doświadczam każdej chwili, godziny i doby. Poniedziałek od czwartku dzielą dekady! Kiedy w piątek wpływaliśmy do mariny w Izoli, jedynie jak przez mgłę pamiętałam to miejsce. A minął tylko tydzień. Co w takim razie pamiętam?

Z początku mieliśmy zamiar polecieć do Słowenii samolotem. Okazało się jednak, że organizatorzy wyprawy oferują autokar na miejsce. Dawno nie korzystaliśmy z takiego środka transportu, a przy okazji, byłaby to okazja do poznania reszty, kilkudziesięciu członków wycieczki Śladami Dożów, z którymi spędzić mieliśmy kolejny tydzień. Odbierając kolejnych pasażerów, jechaliśmy przez kilka miast Polski, a potem pomknęliśmy przez Czechy i Austrię do słoweńskiej Izoli. W trasie poznałam resztę mojej przyszłej załogi i skipperów (nazwiska można poznać już wcześniej, bo wymienieni wszyscy są w panelu, przez który kupuje się rejs). W porcie czekała już na nas flota 7 jachtów! Nasza załoga była 9-osobowa + skipper, na innych żaglówkach było podobnie.


PLAN WIELKIEJ PRZYGODY


  • Izola, Słowenia — czyli wielkie zaskoczenie

Słowenia to wyjątkowy kraj! Największe na naszej trasie. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego. To jedno z najbardziej niedocenionych i niezauważonych państw w Europie! Ale może to dlatego, że Bałkany kojarzą się głównie z Grecją, i ostatnio, ewentualnie Chorwacją? Nie wiem. Bardzo żałuję, bo piękne. Myśląc o niej, miałam przed oczami biedny, bałkański kraj, a to dumna i bogata republika! Warto dodać, że to jeden z najbardziej zielonych krajów na świecie. Łatwo się w nim zakochać.

Dojechaliśmy autokarem do mariny. Zrobiliśmy zakupy na kilka dni, przydzielono nam jachty i przedstawiono plan. Zostaniemy w nocy w porcie, a jutro rano ruszymy do naszego pierwszego przystanku, Piranu. Do tego czasu poszliśmy na kolację do miejscowej restauracji, a potem, jak już się ściemniło — na imprezę w niedalekim klubie.

Już w tym momencie czułam, że od dawna jestem w drodze…



  • Piran, Słowenia — Słowianie w klimacie śródziemnomorskim

To niezwykłe, że są miejsca, w których słyszysz język tak bliski polskiemu, kiedy wokoło bardziej spodziewasz się emocjonalnych fraz hiszpańskiego, czy dźwięcznego greckiego. Piran na każdym kroku przypomina o swojej włoskiej historii. Nie ma chwili, bym nie miała wrażenia, że spaceruję po ulicach budowanych przez weneckich dożów. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że wąskie, kolorowe uliczki będą towarzyszyły do końca rejsu. Zakochałam się w ciepłym powietrzu, gwarze, oknach — hołdach dla fantazji ich mieszkańców. Plac Tartini zauroczył nas bliską obecnością kutrów rybackich, kamienną i niewielką plażą i deptakiem, na którego końcu stoi stary kościółek.


  • Caorle, Włochy — nieodkryte miasteczko

Pomiędzy Izolą a Piranem ciężko było odczuć przyjemność rejsu. Trochę wody, trochę bujania i tyle. Kilkadziesiąt minut pływania i jesteśmy. Kiedy jednak odbiliśmy od portu i popłynęliśmy na zachód do Caorle, wszystko się zmieniło. Zobaczyłam prawdziwe morze. Momentami bujało i rzucało.

Strasznie żałuję, że nie miałam dużo czasu na zwiedzenie tego miasta… A było co oglądać! Choćby wybudowaną w 1038 roku Katedrę św. Szczepana na Piazza Vescovado (Plac Biskupi), najstarszego zabytku w Caorle. Za to miałam przyjemność zjedzenia najpyszniejszej pizzy od czasu tej z Mediolanu. Nie pamiętam gdzie to usłyszałam, ale wiele racji jest w tym, „we Włoszech jest tyle rodzajów pizzy, co Włochów.” Dodałabym też, że pizza najlepiej smakuje właśnie TAM. Czuć w niej włoską szczerość, pasję, energię i miłość.

Przydatne linki:
Strona gminy Caorle


  • Wenecja, Włochy — doskonała i idealna

Zastanawiałam się przed wyjazdem, jak ogarnąć przez kilka godzin tak wielkie i piękne miasto, jakim jest Wenecja. Spotkany Włoch dał mi jedną radę. W Wenecji najlepiej pozwolić sobie na zgubienie się. Wówczas odkryjemy to, co w niej najpiękniejsze. Sama zaczęłam od przejrzenia paskudnej, ale oficjalnej strony Wenecji.

Kiedy przybyliśmy do brzegów Wenecji, w mieście trwała kampania Enjoy Respect Venice. Przy takiej ilości turystów przewijających się przez miasto i zniszczeń, jakie robią (metodą ziarnko do ziarnka), to nic dziwnego, że władze wyszły z inicjatywą „You’re welcome here but you must play by the rules – or pay for it.” Jest to jednak niewielka cena (sama zachowuję się elegancko w gościnie, a i jako gospodarz staram się świecić przykładem, więc akcja zupełnie mnie nie dziwi, przydałaby się taka sama w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie…) za przyjemność podziwiania Placu Świętego Marka (Piazza San Marco) i stojącej na nim Bazyliki Świętego Marka. Jeśli chcecie się do niej dostać, to na plac przyjdźcie jakoś wcześniej (o 6 rano?) albo zarezerwujcie bilety na stronie bazyliki.

Niedaleko, bo obok odwiedzić można gotycki Pałac Dożów (Palazzo Ducale). Przespacerujcie się („gubiąc się” przy tym w labiryncie weneckich uliczek) do Canal Grande i wybudowanego w 1854 roku Mostu Rialto. Piękne fasady i wysoki łuk budowli, ale najbardziej zaskoczyło mnie (poza widokiem), że na tym moście są sklepy… To nie kładka nad rzeką, a miejsce, gdzie można by było mieszkać. Nie zapomnijcie o obowiązkowym rejsie gondolą, który kosztuje 80 Euro (lub 100 Euro, jeśli wieczorem) za całą „załogę”. W gondoli zmieści się 5 osób. Wbrew obiegowej opinii, zapach z kanałów nie był jakiś wyjątkowo przykry.

Polecam, poza gubieniem się — skorzystanie z biletu dobowego i popływanie statkami-tramwajami po kanałach Wenecji. Wyprawy są długie, ale zobaczycie to miasto nie tylko od strony turystycznej, ale i z perspektywy zwykłego mieszkańca, który tutaj żyje, je, spotyka się ze znajomymi, zakochuje, spędza wolny czas, czy pracuje.

Wróćcie na Piazza San Marco wieczorem. Jest szansa, że będzie grała muzyka. Czułam się jak w filharmonii. Wokoło gwar, przez który przebijają się walczące ze sobą nuty różnych instrumentów. Jak na próbie przed koncertem, na chwilę, zanim rozsiądą się eleganccy goście.

Zanim przypłyniecie do Wenecji, musicie wiedzieć jedno. Jest to bardzo drogie miejsce. Trzeba nieźle się napocić, by znaleźć tanie miejsce na jedzenie, czy drinka. Szokować też mogą ceny biletów… Wyobrażacie sobie, że bilet dobowy kosztuje 20 Euro za przepłynięcie vaporetto (to taki statek-tramwaj)? Ale przy ilości rejsów między wyspami i cenami innych biletów, to najlepsze rozwiązanie. (Bilet 60-minutowy na przepłynięcie vaporetto to 7€, bilet 12-godzinny – 18€, bilet 24-godzinny – 20€, bilet 36-godzinny to 25€, bilet 48-godzinny – 30€, bilet 72-godzinny – 35€ i ostatnia opcja, bilet 7-dniowy kosztuje 50€.) O bilety pytajcie na vaporetto, nie będzie problemu ze sprzedażą. Podróżowanie w ten sposób wcale nie jest skomplikowane i straszne, zapewniam. Na statku jest miła obsługa, która od razu informuje, jaki jest następny przystanek. Co do cen, to mogę jeszcze zdradzić, że te za pamiątki są całkiem niskie. Zwłaszcza że są one made in Italy! I to mi się we Włochach podoba — są zbyt dumni i za bardzo obyci, by pozostawiać takie rzeczy „firmom zewnętrznym”. Polecam kupić własną maskę, gotową do samodzielnego pomalowania! Nie jest droga (około 2,5 Euro), a jest nieporównywalnie lepszej jakości, niż te, które możecie kupić w polskim internecie. Ale tutaj się musi dziać podczas Karnawału!

Kilka dni w podróży, ale moment, który mogę nazwać prawdziwą przygodą, to ten, kiedy wieczorem odbiliśmy od mariny spod kościoła San Giorgio Maggiore w Wenecji i popłynęliśmy na wschód Adriatykiem, do portu w Rovinj w Chorwacji.


  • Nocny rejs

Nocny rejs przez morze. Wokoło ciemność nocy, co jakiś czas zakłócana światłami nawigacyjnymi innych towarzyszy podróży naszej floty The Boat Trip, w której było 7 jachtów! Cisza podkreślana spokojną, lekką nutą z radia, a co jakiś czas kilka zdań o życiu. Nad głową największa i najwspanialsza z rzek — Droga Mleczna. Kilka godzin, które potrafią odwrócić do góry nogami pojęcie podróży. Kiedy zastanawiałam się w tym czasie nad tym, co chciałam napisać o tym, nic nie przychodziło mi do głowy. Działo się wówczas coś znacznie ważniejszego. Przypomniałam sobie o dawno niezaznanym spokoju. Zewnętrznym i wewnętrznym. Mogłam zanurzyć się głęboko w oczyszczającej ciszy i spokoju.

Z tego rozważania o ciszy i spokoju wybudził mnie poranek… Doskonale wiecie, jak piękny jest wschód słońca nad morzem.


  • Rovinj, Chorwacja — zakochałam się w tym miejscu

Choć Wenecja jest piękna i nie znajdzie się na świecie miejsca, które choć trochę będzie do niej podobne, to największą magię odczułam w stromych i wąskich uliczkach u podnóża Kościoła św. Eufemii. Chcę tu wrócić! Na długo!

Jestem totalnie zakochana w tym miejscu. Czuję się tu jak w domu, może dlatego, że architektonicznie rynek przypomina warszawską starówkę, ale z włoskim sznytem. Nad pięknem miasta i portu góruje Katedra św. Eufemii ze wzorowaną na dzwonnicy św. Marka z Wenecji, 60. metrową dzwonnicą. Z niej rozchodzi się wspaniały widok na morze i miasto.

Uwaga! Choć Chorwacja jest w UE, to dopiero chce przystąpić do strefy Schengen. Ruch graniczny nie jest taki swobodny, jak wewnątrz strefy i mogą zdarzyć się kontrole. Podczas rejsu należy zameldować się w najbliższym porcie, a na pożegnanie odmeldować w ostatnim. Przygotujcie się również na to, że nie będziecie płacić w Euro, a w Kunach. Zdarza się, że chętnie przyjmują Euro, ale przelicznik może być średnio korzystny dla portfela. Lepiej od razu wymienić złotówki przed podróżą. No i jest drogo. Choć na pocieszenie wspomnę, że jeden z mieszkańców Rovinj, po dowiedzeniu się skąd pochodzę, powiedział „Polska to piękny i bogaty kraj.”

Strona o Rovinj dla turystów.


  • Novigrad, Chorwacja — ostatni przystanek

Ostatni przystanek i kolejne nowe doświadczenie. Tak powinno się przeżywać przygody i podróże — doświadczając nowych emocji, wrażeń, smaków i dźwięków. Wiecie, że nigdy do tej pory nie jadłam trufli? Kiedy dopłynęliśmy do Novigradu, szybko odkryłam, że choć jest jeszcze przed sezonem jej zbiorów, to wszędzie można kupić i kosztować tych „egzotycznych” grzybów. Wśród bardzo starych i zwietrzałych murów obronnych, niedaleko kościoła św. Pelagiusza znajduje się restauracja Gatto Nero. Przyjemne miejsce. Tam usiedliśmy z Kamilem i skosztowaliśmy tych owoców ziemi. Jeśli nigdy tego nie jedliście, to ciężko jest mi określić smak. Jest tak wyjątkowy i niepowtarzalny, że… No sami skosztujcie przy najbliższej okazji!

Strona o Novigradzie dla turystów odwiedzających to miasto.


JAK JEST NA JACHCIE?


Na jachcie nie ma wygód jak w hotelu. Kajuty są małe i niewiele w nich przestrzeni na upychanie swoich rzeczy. Najlepiej zrobicie pakując się w miękkie torby. Duże, podróżne i twarde koniecznie zostawcie je w domu. Nie ma na jachcie na nie miejsca.

W marinach szukajcie pryszniców i łazienek. Są za darmo albo wliczone w cenę cumowania. Choć na jachcie można się umyć, to lepiej traktować to jako ostateczność. Na prawie każdym przystanku miałam okazję zmyć z siebie zmęczenie i dzień na morzu w dobrych warunkach.

Małe przestrzenie i kilku (często nowych) ludzi może przytłoczyć. Dobrze jest znalezienie wspólnego języka. Tuż przed wyjazdem możecie się skontaktować na Facebooku i omówić, co kto bierze (np. kabelek AUX, czy ładowarkę samochodową) i jakiej muzyki słucha. Możecie skomponować jakąś wspólną playlistę. Jestem pewna, że znajdziecie wspólne nuty.

Mimo wcześniejszego punktu nie jest tak, że przez cały tydzień kontakt masz tylko z jedną grupą ludzi. W marinach spotykają się wszystkie jachty, a i często, na morzu, płyną obok siebie, razem kotwiczą w zatoczkach, czy komunikują się przez radio. Wieczorami jest okazja do wspólnej zabawy. Tak więc jest okazja do poznania większej ilości ludzi.

Podczas rejsu, skipper będzie wydawał polecenia. A to liny cumownicze rzucać, łapać i przywiązać. A to obijaki zdjąć z burty. Krzyknie, by coś ciągnąć, czy coś zwinąć. Dla chętnych i kiedy będą ku temu bezpieczne okoliczności, pozwoli pokierować jachtem. Do tego służy informacją i odpowiedzią na każde pytanie.

Szykujcie się na bujanie. Delikatni nie powinni przebywać tam, gdzie najbardziej rzuca i wykonywać skomplikowanych czynności, jak choćby gotowanie. Odkryłam, że należy spędzać jak najmniej czasu pod pokładem. Tam jest najgorzej, kiedy jacht przeskakuje po falach. Szukając odpowiedzi, jak sobie radzić z chorobą morską, okazało się, że każdy marynarz ma swoją. Zazdroszczę tym, którzy nie mają z nią problemu. Taki mój Kamil na „huśtawce” bawił się jak dziecko.


JAKIE SĄ KOSZTY PODRÓŻOWANIA JACHTEM?


Poza wykupieniem miejsca na jachcie (tutaj macie spis rejsów i cen) oraz dotarciem na miejsce, z którego wypływamy, trzeba też liczyć się z dodatkowymi kosztami. Podejrzewam, że są one w wielu wypadkach podobne, przybliżę Wam nasze wydatki podczas 7 dniowego rejsu po północnym Adriatyku:

  1. Koszty zacumowania w Marinie. Ich wysokość zależna jest od długości jachtu. Koszty między portami mogą się różnić. Najdroższa oczywiście jest Wenecja. Ale jeśli planujecie rejs po Grecji, słyszałam, że ceny marin są wręcz symboliczne.
  2. Zrzutki na jedzenie. Wolę się sama stołować na mieście. Choćby z powodu chęci smakowania regionalnej kuchni. Z tego, co widziałam, co jacht, to inny entuzjazm do takiego karmienia się. Na jednym jachcie wszyscy załoganci jedli wspólnie wszystkie posiłki, a na innym — jedynie śniadania i obiady. Warto omówić przed zakupami, jaki jest nasz pomysł na to. Pamiętajcie, że skipper nie uczestniczy w składkach, trzeba go karmić Nie opłaca się robić zrzutki na alkohol, jeśli ktoś lubi taką rozrywkę, niech sam się zaopatruje. Przypominam, że czasem nie dałoby się zjeść na mieście, bo się płynie. Zasady są jednak takie, że składka dzienna od osoby to 15-20 Euro.
  3. Zwrotna kaucja w wysokości 50 Euro. No chyba że wpłyniecie na rafę, czy zrobicie dziurę w kadłubie. Wątpię jednak, by się to Wam udało.
  4. W autokarze pobrana zostanie również taksa turystyczna w wysokości 7 Euro za osobę.
  5. Na koniec z jest jeszcze transit log (120 Euro za jacht, czyli około 12 Euro za osobę), czyli opłata obsługi technicznej, pościel i ręczniki.

Przydatne linki i porady


Powtórzę fragmentu tekstu, który Kamil napisał z Fuertaventury. Tak jak wtedy, powinniście się przygotować do wyprawy. Przydadzą się Wam:

  • przewodnik turystyczny (znajdziecie taki w każdej księgarni),
  • mapę regionu, do którego się wybieramy (papier jest niezastąpiony, nie bójcie się nanosić własne notatki i miejsca na mapę),
  • ściągnijcie na swój telefon mapę z Google Maps w wersji off-line na wypadek braku sieci (nie chodzi mi o zrobienie sobie skrina mapy, tylko jej ściągnięcie obszaru),
  • przydatne będą również aplikacje typu Google Trips, czy TripAdvisor,
  • organizując plan wycieczki, warto przejrzeć Instagram, np. wpisując # z nazwą miejscowości  lub wyspy
  • rozsądne jest sprawdzenie czy kraj, który chcemy zwiedzić samemu, jest bezpieczny. Odwiedźcie stronę MSZ-u, Polak za granicą, tam są aktualizowane informacje na temat danego państwa (czy regionu).
  • warto poczytać też o zwyczajach panujących tam, gdzie się wybieramy. Można zainteresować się też programem Odyseusz. To tylko profilaktyka, która ma pomóc w sytuacjach nadzwyczajnych. Tak samo, jak przeczytanie ze zrozumieniem tego, co jest napisane na stronie Informacje dla podróżujących, sporo tam ciekawostek.
  • Polecam zerknąć jeszcze na portal travelmaniacy.pl.

Choć The Boat Trip ubezpiecza każdego uczestnika wyprawy, to przed podróżą warto ubezpieczyć się również dodatkowo samemu. Najpewniej się nic nie stanie i nie będziecie potrzebować z tego korzystać, ale najlepiej dmuchać na zimne.

Pamiętać musicie również, że na jachcie buja. Przyda się wrażliwym lek na chorobę lokomocyjną. Spaliśmy w kajucie na dziobie, która jest podobno najwygodniejsza, ale buja w niej najmocniej. Muszę Wam jeszcze zdradzić, że po zejściu na ląd buja jeszcze mocniej… Ja przez tydzień po powrocie dalej miałam wrażenie, że płynę, mimo, że byłam już we własnym łóżku!


Tak jak pisałam, nie sądziłam, że pojadę kiedykolwiek na taki urlop na jachcie.
Co więcej, nigdy bym nie pomyślała, że taka forma relaksu tak bardzo mi się spodoba!
Chcę więcej i dalej… może Karaiby?

Enjoy!!

___
Wpis powstał przy współpracy z marką The Boat Trip

dr inż. Magda Mirkowicz
O Autorze

Doktor nauk o mediach, inżynier Informatyki Stosowanej. Zajmuje się profesjonalnym projektowaniem grafiki użytkowej. Od kilkunastu lat wykłada na największym kierunku Grafika w Polsce.

PODOBNE WPISY

Wiosenna lista zadań — 2 wzory do druku
Wiosenna lista zadań — 2 wzory do druku
April 28, 2018
Mini planner dla podróżnika — do druku
February 08, 2018
Co warto zobaczyć na Fuerteventurze
March 10, 2017
To nie jest kolejny przewodnik po Lanzarote
August 22, 2016
Nasza wakacyjna playlista! + wyniki konkursu
June 23, 2016
Zwiedzanie Mediolanu #2 — komunikacja i jedzenie
March 07, 2016
Zwiedzanie Mediolanu #1 — moda, sztuka i zabytki
March 01, 2016
Warsztaty fotograficzne Microsoft #LumiainGranada!
April 28, 2015
7 miejsc, które chcę odwiedzić
April 13, 2015